Wilcze echa
Dawno, dawno temu, w czasach gdy węgiel kamienny dopiero się kształtował zaś brontozaury rządziły światem (czyli w drugiej połowie lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku) był sobie program telewizyjny „Historia muzyki rozrywkowej”. Program – w powodzi programów nudnych – wyróżniał się mocno: pokazywał kompetentnie, ciekawie i obiektywnie co też z ową muzyką działo się na przestrzeni lat. Ostatni odcinek poświęcono proroctwu próbując określić kierunek, którym muzyka światowa podąży. Przedstawiono zatem niejakiego Mike’a Oldfielda, który nowoczesny był ponad ludzkie wyobrażenie: korzystając z wielościeżkowych magnetofonów utwory tworzył częstokroć absolutnie sam. Najpierw nagrywał (dajmy na to ) bas, potem klawisze, perkusję, instrumenty dęte i tak dalej. Komentujący program Wojciech Man stwierdził przy okazji wspomnianego odcinka, iż trendy muzyczne zaprowadziły nas w zupełnie inne rejony. Tak wydawało się wówczas wszystkim. Czy aby na pewno miał rację?
Największa telewizja świata zwana potocznie Youtube prezentuje tyleż ciekawą co archiwalną produkcję wspomnianego Oldfielda. Utworek to końcowy fragment uwertury do opery Rossiniego „Wilhelm Tell” przy czym w warunkach współczesnego internetu Wilhelma w oczywisty sposób zastąpił w tytule niejaki William; dziwić to zresztą nie powinno – sam Rossini nazywał swoje dzieło imieniem Guglielmo. Williama Tella Mike prezentuje oczywiście po swojemu: całkiem sam. Sygnał trąbki odgrywa na elektrycznej gitarze, potem dochodzi do tego instrument typu pudło, różne perkusyjne przeszkadzajki, wreszcie organy i mandolina. W kadrze pojawiają się więc kolejni Oldfieldowie ubrani oraz ufryzowani w stylu wczesnego Williama Tella, choć z drogim (jak u ex-ministra Nowaka) zegarkiem na nadgarstku. Finałowym dźwiękom uwertury towarzyszy widok ośmiu Oldfieldów: dziś – w dobie wyrafinowanego software’u i cyfrowych kamer – oczywiście na nikim nie robi to najmniejszego wrażenia. Szczęki opadają widzom dopiero, gdy zerkają na rok produkcji teledysku – 1977. I zaczynają się emocje.
Pierwsza z emocji krzyczy, że trzeba niezłego artystycznego (a może nawet kulturowego) nosa, by w roku 1977 wyprodukować muzyczny filmik internetowy. Czymże bowiem różni się William od tego, co dziś proponują nam sieciowi muzycy, z nieśmiertelnym (choć momentami śmiertelnie nudnym) CeZikiem? Niczym: z samego siebie robimy muzyczną szajkę i poprzez duplikację oddajemy się wielogłosowym i multiinstrumentalnym popisom. Emocja druga sugeruje, iż może pan Mann z jednak raczył się pomylić. Za sprawą sieci muzyka przestała rosnąć (jak jakieś drzewo) w górę, rozpełzła się (na podobieństwo pnączy) na tysiące różnych boków. Wśród odnóg tej drapieżnej rośliny jest również taka, która jako żywo przypomina życie i twórczość Oldfielda: pełna samotnych wilków, którzy potrafią oraz pragną robić wszystko sami. Wszystko a nawet więcej, bo nie tylko skomponowali, zaaranżowali, zaśpiewali, zagrali na dziesięciu instrumentach, ale sami także wszystko to sfilmowali, udźwiękowili oraz udostępnili publiczności. Pojawiły się bowiem kosztujące grosze narzędzia umożliwiające ekspresję siebie w wydaniu absurdalnie jednoosobowym.
Powiedzmy sobie szczerze, iż muzyka jest w tym przypadku jedynie pretekstem do zarysowania zjawiska. Zauważyć musimy tysiące Oldfieldów – samotnych wilków – pracujących w tysiącach dziedzin. Pedagogów, którzy – nie oglądając się na oficjalne programy przedstawiają własną, autorską ofertę edukacyjną. Przedstawicieli sztuk plastycznych funkcjonujących w najlepsze z doskonałym częstokroć skutkiem. Dziennikarzy uprawiających żurnalistyczną działkę lepiej od niejednego przedstawiciela głównego nurtu – chociażby pracując w formule freelancer. Inżynierów do wynajęcia, którzy projektują, opiniują i publikują jedynie przez internet. Tłumaczy obcych języków nie mających bladego pojęcia jak wyglądają ich klienci po drugiej stronie internetowego łącza. Ludzi aktywnych, otrzaskanych z przeróżnymi specjalnościami, potrafiących bez porównania więcej niż ich realne odpowiedniki. Może dlatego, gdy wsłuchamy się w utworek Oldfielda, usłyszymy tajemnicze wycie. To zapowiedź ery wilka.