Wyobraź sobie, że twój nos ma osobowość. Ma ambicje. Marzenia. I bardzo poważną pracę do wykonania. Nie siedzi cicho jak u innych ludzi. Nie. Twój nos to detektyw. Szpieg. Tropiciel. On niucha.
„Niuchać” – co to w ogóle za słowo? Brzmi, jakby ktoś kichnął w środku zdania. A jednak jest prawdziwe. Oficjalne. I bardzo potrzebne, bo „niuchać” to nie to samo co „wąchać”. O nie.
Wąchanie to coś spokojnego. Kulturalnego. Jakbyś czytał etykietkę perfum i analizował nuty zapachowe. A niuchanie? To już inna historia.
Niuchanie to moment, gdy wchodzisz do domu i czujesz zapach… CZEGOŚ. Nie wiesz jeszcze czego, ale już nosem wciągasz powietrze jak odkurzacz. Głowa leci w prawo, w lewo, powoli zbliżasz się do kuchni jak pies tropiący smaczki. Babcia coś gotuje. Nos wie pierwszy. Ty dopiero idziesz za nim.
Albo taka scena: siedzisz w klasie, koleżanka wyciąga kanapkę. Nos podnosi alarm. „Szynka!” – krzyczy. I zanim zdążysz pomyśleć, już lekko przechylasz głowę, robisz subtelne niuch i mówisz z zachwytem: „Ooo, ale pachnie!”. A ona już wie, że chcesz gryza.
Niuchanie to także sport ekstremalny w drogerii. Wchodzisz tylko po mydło, a wychodzisz po 40 minutach, po niuchaniu wszystkich zapachów: kokos, aloes, wanilia, las, błoto z mchem, grejpfrut – wszystko. Na końcu już nie czujesz nic, ale twój nos dumnie stwierdza: „Misja zakończona”.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że „niuchać” to słowo międzynarodowe. Tak, serio. W języku ukraińskim mówi się „нюхати” (czytane: „niuchaty”) i to znaczy dokładnie to samo. Ukraińcy też niuchają! Ale… tam to słowo nikogo nie śmieszy. Jest zwyczajne, jak „jeść” albo „czytać”. A u nas?
Niech więc „niuchać” będzie symbolem małych przyjemności. Bo nawet jeśli brzmi śmiesznie, to przecież najlepiej zapamiętuje się właśnie te słowa, przy których można się uśmiechnąć. A nos? Niech dalej pracuje. On wie, gdzie jest najlepszy zapach. I najlepsze historie.