Ważnym tematem w dyskusjach o prawach człowieka jest praktykowany w państwach Rady Współpracy Zatoki Perskiej (Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Libanie, Kuwejcie, Bahrajnie i innych) system kafala. Zaczął on powstawać na początku XX wieku, kiedy kraje arabskie poszukiwały zagranicznych pracowników do pracy w przemyśle perłowym i w handlu. Teoretycznie jest to rodzaj sponsoringu, w którym kafeel (pracodawca) oferuje emigrantowi pracę na czas trwania kontraktu wraz wyżywieniem i zakwaterowaniem. Brzmi obiecująco, prawda?
W praktyce system kafala to po prostu okazja do wykorzystywania pracowników pod przykrywką Oczywiście nie wszyscy emigranci padają ofiarą nieludzkiego traktowania. Wielu z nich trafia do dobrych i uczciwych pracodawców, po kilku latach wraca do rodzinnego kraju z pieniędzmi, a podczas pobytu za granicą wysyła bliskim zarobione pieniądze. Nie wszyscy jednak mają takie szczęście. Osoba poszukująca zatrudnienia zgłasza się najczęściej do agencji pracy, która zajmuje się całym procesem związanym z organizacją wyjazdu za granicę i znalezieniu kafeela. Agencje pracy niejednokrotnie żerują na desperacji i braku edukacji kandydatów do pracy. Już w tym momencie zaczynają się pierwsze nadużycia wobec przyszłych pracowników. Kandydaci nie zawsze są informowani o warunkach zawieranych umów, często nie mają pojęcia, z czym wiąże się podpisanie kontraktu w systemie kafala. Nie zawsze trafiają też do miejsca pracy, o które w rzeczywistości się starają. Przykładem mogą być balijskie masażystki, które wyrażając chęć do pracy w salonach masażu, trafiają na służbę w willach arabskich szejków. Dzieje się tak dlatego, że bogaci obywatele krajów Zatoki Perskiej potrzebują służących, a mało kto dobrowolnie decyduje się na ten rodzaj pracy, słysząc historie o zaginionych pracownikach, którzy legalnie wyjechali, by zarobić, a po jakimś czasie słuch o nich zaginął. Z tego powodu niektóre agencje podstępnymi obietnicami werbują potencjalnych pracowników, by następnie wysłać ich do zaufanych i zamożnych klientów, z którymi współpraca po prostu jest opłacalna.
Tylko jak to możliwe, że legalny emigrant nagle przepada bez wieści?
Dla nas, Europejczyków, jest to wprost nie do pomyślenia, ale w arabskim systemie kafala, pracodawca – kafeel – jest nikim innym, jak tymczasowym właścicielem swojego pracownika. Tak, właścicielem. Kafeel płci agencji za to, aby ta wysłała mu człowieka, który na czas kontraktu będzie należał do niego. Głównym zadaniem pracownika nie jest bowiem sama praca, a wykonywanie poleceń przełożonego. Wszystkich poleceń, także tych, które nie mają nic wspólnego z zadaniami zapisanymi w umowie. Dlatego molestowanie seksualne, przejawy rasizmu, brutalnej przemocy (czasem ze skutkiem śmiertelnym) i inne nadużycia wobec pracowników, w niektórych miejscach pracy są na porządku dziennym.
Emigrantom zabierane są także telefony komórkowe, paszporty, wizy i inne dokumenty, pozwalające na zerwanie kontraktu z agencją, uzyskanie obywatelstwa bądź statusu rezydenta, czy powrót do swojego kraju. To kafeel decyduje, czy służba dostanie wynagrodzenie, a jeśli dostanie, to czy pełne czy potrącone. Kafeel decyduje też w jakich warunkach mieszkalnych żyć będzie pracownik i jakie dokładnie zdania będzie wykonywał. Jeśli uzna, że służący lub robotnik nie wywiązuje się dobrze ze swoich obowiązków, może dosłownie „zwrócić” takiego impertynenta agencji, składając zażalenie. Pracownikowi grozi wówczas nagana oraz dług za transport do kraju, który musi odpłacić swoją pracą za darmo u następnego klienta, a w najgorszym wypadku deportacja związana z kolejnymi kosztami, pociągającymi następne długi wobec agencji.
I tak nieszczęsny emigrant wpada w pułapkę, bo sam pilnie potrzebuje pieniędzy na życie (lub na rzekomo zaciągnięty dług), agencja ma jego podpis w kontrakcie, a pracodawca – klient nasz pan – zapłacił agencji, więc ma prawo wymagać. I wszyscy mają „czyste rączki”.