Fiu-bździu, czyli magia bez sensu

„Fiu-bździu” brzmi jak dźwięk z bajki, odgłos różdżki wróżki, czy oddech robota z kreskówki. To polskie słowo, które można zaliczyć do tych śmiesznych lub niepowtarzalnych. Przez lata „fiu-bździu” stało się synonimem wszystkiego, co błyszczy, ale niekoniecznie działa. Albo działa, lecz nie wiadomo po co.

Skąd się wzięło to całe fiu-bździu?

Nie ma oficjalne etymologii tego wyrażenia, bo jak znaleźć źródło czegoś, co powstało z potrzeby powiedzenia „to jest takie… fiu-bździu właśnie”. Językoznawcy uznają, że jest to wyraz dźwiękonaśladowczy, czyli taki, który bardziej brzmi, niż ma jakieś konkretne znaczenie. „Fiu” ma być odgłosem czegoś przelatującego, a „bździu” ma oznaczać coś drobnego, potocznego, głupiego lub mało wartościowego. „Fiu-bździu” to zlepek, który mówi „nic ważnego”.

Fiu-bździu dawniej, czyli błyskotki z Zachodu

W czasach PRL-u „fiu-bździu” określało liczne nowinki techniczne, ozdóbki, gadżety – zwłaszcza te z Zachodu – które imponowały swoim wyglądem, jednak ich funkcjonalność była podważana. Można było powiedzieć:

„Znowu kupiłeś jakieś fiu-bździu, a chleba dalej nie mamy”.

W określeniu tym można wyczuć trochę pogardy, zazdrości, a także ironii dla takich „świecidełek”. Każdy jednak chciał mieć takie „fiu-bździu” w swoim domu, tylko mało kogo było na nie stać.

Jak dzisiaj mówimy?

Dzisiaj „fiu-bździu” trochę się zmieniło, ale wciąż zachowało swoje podstawowe znaczenie. Używamy go, kiedy mówimy o rzeczach przesadnie ozdobnych, zbędnych lub tych na pokaz. Usłyszymy go np. w modzie: „ubrała się w samo fiu-bździu, ale butów do tego nie dopasowała”, w przy technologicznych nowinkach – „telefon na 6 tysięcy złotych, samo fiu-bździu, a bateria pada po godzinie”. Słowo to znajdzie się również w rozmowie przy jedzeniu – „same fiu-bździu na talerzu, a człowiek głodny wychodzi”.

W codziennych rozmowach używa się tego słowa z ironią i przymrużeniem oka, ale również może być on krytyką tego, co puste i małowartościowe.