Na skraju tęczy
Technologia może mieć swój charakter, może nawet posiadać charakterek. Potrafi wcisnąć się przed kolejkę, obrazić, uprzeć albo nagle dojść do wniosku, że nie pora odchodzić. Wśród przeróżnych stosowanych przez człowieka zjawisk podczerwień zdaje się mieć najprawdziwsze w świecie humory. Niby wszystko jasne – w końcu ludzkość zdaje sobie sprawę z tego rodzaju zjawiska od dwustu lat: to taki zakres promieniowania elektromagnetycznego, który jest (mierzony jako długość fali) poniżej wartości światła widzialnego. Całość elegancko, na potrzeby kultury masowej opakował autor okładki do płyty „The Dark Side of the Moon” pokazując zwyczajny pryzmat. Podczerwień zaczyna się tam, gdzie kończy się tęcza – pod kolorem czerwonym.
Na swoją epokę podczerwień czekała długo: jej przeznaczeniem okazał się pilot do telewizora. Zanim jednak niewidzialne fale wykorzystano do sterowania przeróżnymi odbiornikami historia odnotowała cały festiwal pomyłek. Wpierw próbowano zrobić pilota na kabel, rozwiązanie to jednakowoż mało komu odpowiadało. Później – już w latach pięćdziesiątych XX wieku – próbowano światła, tyle że widzialnego; aby wybrać stosowną funkcję widz musiał wycelować latarką w któryś z rogów telewizora, wówczas następowało (na przykład) przełączanie kanałów. Kolejnym pomysłem było zastosowanie w pilocie fal radiowych – niestety, rozwiązanie to obarczone było pewnym kłopotem, bo przenikające przez ścianę sygnały przełączało kanał także sąsiadom. Choć dziś istnieje wiele rodzajów urządzeń bezprzewodowych sterujących telewizorami, w tym także radiowe, wyścig o prymat wygrała podczerwień – to ona króluje w świecie pilotów.
Królowanie nie udało się jej jednak w dziedzinie komputerów, w 1993 roku powstała co prawda specjalna organizacja, która opracowała system komunikacji w oparciu o podczerwień, jednak o masowym zastosowaniu tej technologii trudno dziś mówić. Na chwilę porty IrDA pojawiły się i w laptopach, i w komórkach, szybko jednak przegrały technologiczny wyścig z wifi. Problem były dwa – za mały zasięg plus konieczność wzrokowego kontaktu obu łączących się podmiotów. Już wydawało się, że infrared na stałe dorobi się statusu przestarzałego obciachu, gdy technologia przypomniała o sobie. W końcu podczerwień pozwala nam na przeniknięcie ciemności nocy – od samego początku urządzenia noktowizyjne bazowały właśnie na tym zakresie długości fali elektromagnetycznej. Trudno było je co prawda nazwać masowymi, ale nagle masowość owa eksplodowała – gdy okazało się, że wszechobecne kamery monitoringu także potrafią widzieć w nocy.
W ten sposób, tylnymi drzwiami, podczerwień opanowała jeszcze jeden obszar masowego wykorzystania technologii. Na razie oglądamy początek zjawiska, choć strażnicy leśni z Małopolski już czas jakiś posługują się zainstalowanymi w kniei obiektywami pracującymi także w podczerwieni. Chodziło o złodziei drewna oraz kłusowników, technologia w ich przypadku sprawdziła się wręcz idealnie. Przy okazji pokazując cały zestaw wizerunków dzikich zwierząt, które niechcący uruchomiły czujnik wysyłając swoją podobiznę wprost na komórkę strażnika. Być może takie właśnie zdarzenia zainspirowały kogoś w łódzkim ogrodzie zoologicznym. Właśnie umieszczono tam cały zestaw kamer pracujących w podczerwieni – dzięki temu (oraz dzięki internetowi) każdy z nas może poznać nocne życie pensjonariuszy ZOO ze szczególnym uwzględnieniem woliery płowych sępów oraz wybiegu amurskiego tygrysa. Szkoda, że systemu nie zainstalowano wcześniej, gdy jakieś ludzkie zwierzęta dewastowały Ogród Zoologiczny doprowadzając dwie żyrafy do śmierci. No ale może lepiej późno niż w ogóle. Tak czy inaczej: zbliża się nowa moda – moda na jeszcze jedno zastosowanie pasma poniżej czerwieni – znając zasady rządzące internetowymi modami spodziewać możemy się znacznie większej ilości kamer widzących nocą. I choć pozostałe zastosowania podczerwieni są już mniej popularne (przekazywanie sygnału za pośrednictwem światłowodów, promienniki grzewcze, badanie warstw materiałów, pomiar odległości), raz jeszcze okazało się, że technologia może mieć swój kaprys i zamiast do kubła historii nagle wędruje na salony, piedestały i do internetu.