Moda w technologii
Miasta są jak ludzie – potrafią zaskakiwać, prezentować zachowania irracjonalne, podlegają przeróżnym wpływom, naciskom – nawet modom. Ostatnie z wymienionych zjawisk owocuje (na przykład) wirusowym rozprzestrzenianiem się przeróżnych pomnikowych postaci – często na równie pomnikowej ławeczce. Przestrzeń miejską zapełniają więc były prezydent Opola z powiewającym krawatem, zasłużony dla Częstochowy lekarz, wojak Szwejk z Przemyśla czy pilnujący parasola swego pana toruński pies Filuś. Monumenciki dodają miastom charakteru, snują własne opowieści i – co tu dużo mówić – są popularne. Teoretycznie rzecz ujmując – można ławeczkowego pomnika w mieście nie mieć. No ale nie wypada, bo tak mówi odwieczne prawo dyktatury mód. Równie odwieczne prawo wymaga, by moda się zmieniała – w związku z powyższym stawianie ławeczek w roku 2015 przestało być trendy a stało się demodé. Moda na dziś to rower miejski – pod takim hasłem najprawdopodobniej przeżyjemy kolejne lato w mieście.
Nie, nie: nie chodzi o holenderski jednoślad dedykowany trotuarom: prawdziwy, nowoczesny (i teleinformatyczny) rower miejski wymaga działań systemowych. Od użytkownika nie wymaga się w zasadzie niczego – nie licząc telefonu komórkowego w mniej lub bardziej nowoczesnej odsłonie. Smartfon potrzebny jest do pobrania specjalnej aplikacji, komórka przydaje się do nadawania i odbierania sms-ów sterujących rowerowym zamówieniem. Obywatel chcący pojeździć na rowerze (czy to dla rekreacji, czy załatwienia swoich konkretnych spraw) rejestruje się zdalnie gdzie trzeba, akceptuje regulamin, płaci drobną kwotę zasilającą jego wirtualny portfel. Później wystarczy dojść do jednego z punktów wypożyczania roweru i – za pomocą kodu – odblokować pojazd. Gdy rowerowa usługa ma się ku końcowi, oddajemy rower przypinając go do stacji wypożyczeń, by skorzystać mógł następny klient.
Prehistoria polskiego roweru miejskiego sięga roku 2011, kiedy wystartowała operacja wrocławska. Później dołączyły: Warszawa, Poznań, Opole, Sopot oraz Białystok. Liderzy pod względem ilości użytkowników z Lublina i Szczecina zaliczyli już całkiem udane sezony jesienią 2014, choć do celu dochodzili przeróżnymi drogami. Pierwsi – skorzystali z doświadczeń i technologii niemieckiej firmy, która wyposażyła już w miejskie systemy rowerowe całkiem solidny kawałek Polski. Model szczeciński wsparła osoba z zewnątrz. Mieszkaniec miasta, który w tradycyjnie zarządzanej wypożyczalni rowerów musiał odejść z kwitkiem (zabrakło pojazdów), postanowił sam napisać aplikację na smartfona. W oczywisty sposób nie obyło się bez kłopotów. A to opony były za słabe, a to kilka pojazdów w skali jednego sezonu nie wróciło na swoje miejsca, a to system wysyłania informacji tekstowych nie zadziałał prawidłowo. Trzeba było też nauczyć się rowerowego biznesu: coraz częściej w ofertach pojawiają się darmowe minuty, pakiety startowe o obniżonej cenie, premie dla korzystających z jednośladu najczęściej. Widząc wyniki – na przykład lubelskie 20 tysięcy wypożyczeń w dziesięć dni – trzeba powtórzyć za Galileuszem, że to się jednak kręci.
Cała sprawa jest przepiękną ilustracją postępu technologicznego, bo choć ani w rowerze, ani w prostej aplikacji zarządzającej wypożyczalnią nie ma niczego szczególnego, rowerowy przykład pokazuje istotę rozwoju. Może i moda ma tu pewne znaczenie, ale zanim ktokolwiek zabierze się za miejskie rowery musi mieć świadomość kroków poczynionych przez nas wszystkich uprzednio. Nie byłoby bowiem roweru w opisywanej odsłonie, gdyby wcześniej nie powstały ścieżki rowerowe. Nie byłoby omawianego zjawiska, gdyby wcześniej – z tysiąca przeróżnych powodów – obywatele nie zaopatrzyli się w mobilne urządzenia łączności. I nie byłoby wirtualnych wypożyczalni, gdyby wcześniej nie dokonała się rewolucja w podejściu do tak zwanego zdrowego stylu życia, aktywności czy choćby racjonalizacji miejskiego transportu. Na transporcie jednak nie koniec – skoro rowery (i systemy) już czekają, to dlaczego nie użyć ich w służbie turystyki? Na wypożyczonym dwuśladzie można całkiem skutecznie oglądać świat, w ostateczności – pojeździć od jednego pomnika – ławeczki do drugiego.