Bajka o kodzie w botach
Nie tak dawno temu i nie tak daleko stąd żył sobie facet, który umarł. W spadku zostawił sporo dóbr, w których swobodnie grzebać mogli trzej synowie. Tak po prawdzie to dwaj, bo tylko oni mieścili się w krajowej średniej statystycznej jak chodzi o inteligencję. Trzeciego – w dobie poprawności politycznej – musielibyśmy nazwać mądrym inaczej. Nic więc dziwnego, że po podziale ów trzeci zamiast kasy dostał tylko starą dyskietkę dwa i pół cala.
Dobrzy ludzie doradzili głupiemu Jasiowi, żeby udał się do jakiegoś guru cyberprzestrzeni, a mówiąc po ludzku – hakera – celem odczytania dyskietki. Guru odczytał i mruknął: – To jest kod źródłowy. – Że jak? – spytał Jasiek. – Głupiś – stwierdził hacker – To jest kod źródłowy, na którym pracują boty, a boty to programy, które mogą udawać prawdziwych ludzi i czasem są bardzo inteligentne. Masz tu takiego starego Pentium 133, odpal to w necie, bo ja nie dysponuję czasem. Jak Jasiowi kazano, tak zrobił i nawet się biedaczyna nie spostrzegł, gdy boty przelazły do Interświata. Pierwszy wrócił po 15 minutach z radosnym wyrazem intrerfejsu. – E! – Założyłem ci konto na Pollegro i sprzedałeś właśnie trzy tysiące sztuk najnowszej płyty wokalistki Mandoliny. Te jelenie, co ci wpłaciły kasę nigdy nie zobaczą płyty na oczy, ale cię nikt nie namierzy, bo zatarłem ślady. Masz tu login do S-Banku idź i pobierz szmalec, kup sobie marynarkę i coś do żarcia.
Niewiele Jasiek z mowy tej zrozumiał, ale kartkę wziął, pieniądze pobrał, a gdy wrócił do komputera czekał już drugi bot. – E! – Wygrałeś przetarg stulecia: Zakład Niebezpieczeństw Społecznych kupuje od ciebie informatyczny system obsługi. – Że jak? – spytał Jaś – Przecież ja się nie znam na tym kompletnie, poza tym nie dysponuję czasem… – No wiesz – interfejs bota przybrał protekcjonalny wygląd – Ja się znam, ale podobnie jak ty – czasem nie dysponuję. No i w związku z powyższym na konto prezesa Zakładu Niebezpieczeństw przelałem kilka bardzo dużych baniek pobranych z konta Ministerstwa Walki z Korupcją. Aha – na wszelki wypadek w rubryce „wpłacający” jest Promo Software. – Że jak? – zdumiał się sierota. – Głupiś – ocenił bot – To nazwa twojej firmy a ty ośle jesteś jej prezesem. Nawet ci VAT zapłaciłem, żebyś nie wpadł jak ten od Obrzydusa, śliwka w kompost. Dostaniesz papierki pocztą to tam jedź i zaprzyjaźniaj się z tym od Niebezpieczeństw.
No i Jasiek zaprzyjaźniał się z prezesem ZNS, zaś prezes tylko na początku dziwował się okrutnie, że wszystko co z Jasia wyciągnąć można to „a juści” albo „że jak”. Przyjaźń rozkwitła pełnią barw, gdy szef Zakładu Niebezpieczeństw wpadł w pierwszy tarapat, a zaraz później – w drugi. Tarapaty zapisywane były w centralnym komputerze Agencji Zabezpieczenia Wewnętrznego. Ani Jaś, ani jego przyjaciel – prezes wiedzieć nie mogli, że to trzeci bot karmił maszynę AZW różnymi szczegółami, które miały postać numerów kont, przelewów, a nawet czegoś, co media nazywały podżywką moskiewską. Stanął więc Jaś przed komputerem i rzekł do bota – Mamy, te, no, tara. – Tarapaty rzec chciałeś, prawda? Tak się szczęśliwie składa, że specjalizuję się właśnie w tychże tarapatach, więc śmigaj do kolegi prezesa i powiedz mu że wszystko jest teges. A tak w ogóle to – głupiś! Bot szybkim ruchem kodu skasował wszystkie dane z komputera centralnej agencji i wyłączył się sam, bo wiedział, że na Jasia trudno liczyć.
Gdy prezes stwierdził, iż faktycznie wszystko jest teges, stropił się okrutnie. – Ten to ma możliwości, pies go drapał! Dobrze by tak było mieć go na stałe. Mieć i kochać jak syna, albo przynajmniej jak zięcia. Jasiu na ożenek z córką prezesa ZNS nosem nie kręcił więc było ci było weselisko na dużą skalę i nawet – zgodnie z najnowszą modą – zrobili sobie młodzi interświatową transmisję nocy poślubnej. I ja tam byłem, piłem swoją herbatę i wpatrywałem się w migoczący ekran. Niewiele było widać, ciemność wielka panowała, ale z głośników dało się słyszeć zamaszyste sapanie – A juści, a juści!