Urzędnik kreatywny
Wśród cech przypisywanych urzędnikom na przeróżnych forach oraz w przeróżnych komentarzach kreatywność nie wymieniana jest wcale. Zazwyczaj mówi się o bezduszności, ślepym umiłowaniu przepisów lub niekompetencji. Ponieważ jednak internet – jak żadne inne środowisko informacyjne – świetnie radzi sobie z obalaniem wszelkich mitów, postanowiliśmy mit ten obalić: będą więc sztandarowe przypadki urzędniczej kreatywności zaobserwowane (także w sieci) ostatnimi czasy. I jak to w sieci – będzie międzynarodowo.
Urzędnik brytyjski
Brytyjski urzędnik, zgodnie z poleceniem opublikować miał w globalnej sieci dokument dotyczący (także brytyjskich) łodzi podwodnych. Ponieważ jednak pismo zawierało fragmenty mogące zagrozić bezpieczeństwu państwa, należało część opracowania utajnić. Utajnienie w tym przypadku zostało kreatywnie uskutecznione poprzez zadanie w edytorze czarnego tła dla czarnych liter – być może metaforycznie potraktowana została zasada, iż jeśli coś zapisze się czarną kredą w czarnym kominie, na wieki pozostanie tajemnicą. Niestety – program komputerowy ma to do siebie, że zaczernione bez trudu można wybielić i nie trzeba do tego kwalifikacji światowego formatu kryptologa, wystarczy średnio rozgarnięty dziesięciolatek. Dziesięciolatkowie zabrali się więc do roboty i ustalili co następuje: reaktory jądrowe brytyjskich okrętów podwodnych mają wady konstrukcyjne, dokument zaś (w zaczernionej, tajnej części) szczegółowo opisuje jakie procedury przewidziano na wypadek awarii nuklearnej oraz – tak z grubsza – jak taką awarię wywołać.
Urzędnik czeski
Czescy urzędnicy mieli poważny problem z ustaleniem prawdziwej (a nie deklarowanej) orientacji seksualnej uchodźców przybywających do ich kraju. Sprawa była o tyle istotna, że bycie gejem decydowało o uzyskaniu stosownego statusu. Kreatywny urzędnik przypomniał więc sobie o istnieniu specjalnego urządzenia – pletyzmografu używanego w latach stalinowskich podczas naboru do czeskiej armii: aby wyeliminować niechcianą orientację wymyślono bowiem wówczas specjalną maszynę mierzącą w stosowny sposób stosowne powiększenia stosownego organu. Wzwodomierz został więc zastosowany powtórnie – w czasach całkowicie nam współczesnych – nieszczęsnym uchodźcom puszczano więc filmy pornograficzne po uprzednim umocowaniu czujników tu i ówdzie (bardziej ówdzie). Na tej podstawie odsiewano podstępnych heteroseksualistów od uczciwych homoseksualistów.
Urzędnik polski
Polski urzędnik miał przyznać dotację unijną, więc przyznał. Dotację dostała pani, która zgłosiła się z wysoce kreatywnym pomysłem na portal internetowy. Witryna – za unijne pieniądze – faktycznie powstała i służy dziś całym zastępom uczniów (podstawówek, gimnazjów, liceów, szkół wyższych) w sposób niezwykle prosty. Gimnazjalista mający problem z zadaniem domowym wysyła płatnego sms-a (złotówka +VAT) i zadanie odrabia za niego korepetytor. Sam korepetytor też ma z tego swój zysk, bo może reklamować w serwisie swoje usługi, zaś po pozytywnym komentarzu klienta – gimnazjalisty czy licealisty – jego akcje pną się w górę. Cała operacja opatrzona jest elegancko logotypami Europejskiego Funduszu Społecznego oraz strategii „Kapitał ludzki”. Ludzki kapitał nauczycielski – co było do przewidzenia – wściekł się na całą sprawę jak diabli. Kolejni urzędnicy zostali więc zaprzęgnięci do śledztwa: czy pomysł zgodny jest z biznesplanem (bo jeśli nie jest, to pani od portalu musi zwrócić pieniądze), czy to instytucja przyznająca kasę niedokładnie przeczytała wniosek (bo jeśli niedokładnie to musi zwrócić pieniądze). Tak czy inaczej nad serwisem zebrały się chmury najczarniejsze z możliwych, jego los jest zaś łatwy do przewidzenia.
Jak widać na załączonych obrazkach, posługując się sieciowymi enuncjacjami bardzo łatwo jest obalić każdy mit. Także ten twierdzący, iż urzędnicy nic nie robią albo ten o braku kreatywności. No ale jak się poczyta co robią, to może zrodzić się nowa, całkowicie kreatywna myśl. Może byłoby lepiej, gdyby nic nie robili.