Bajka o jabłuszku
Jeśli wierzyć źródłom internetowym, korporacja Apple zarabia co minutę 320 tysięcy dolarów. Niezależnie jednak od tego, czy uwierzymy w ową kwotę, czy nie – coś z tymi pieniędzmi firma robić musi; nadwyżki zaś z całą pewnością przeznaczane są na rozwój. Dodajmy, iż chodzi zapewne o rozwój działu prawnego korporacji, bo przecież trzeba mieć kogoś do pisania sążnistych pozwów. Pozwy takie liczą sobie czasem po 600 stron i więcej, jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę, że wrogiem jest praktycznie cały świat – nikt nie ma lepszych perspektyw rozwojowych. Nawet jeśli w trwającej od jakiegoś czasu wojnie producentów urządzeń mobilnych (gdzie każdy pozywa każdego o wszystko) jest jakiś zastój, zawsze można wrócić do starej, dobrej metody oskarżania o jabłko. Nawet skrócona lista oskarżeń jest bardzo pouczająca.
Firma Woolworths z Australii prowadzi rozległą sieć hipermarketów. Sieć posługuje się logo opartym na stylizowanej literze „W” – litera stylizowana jest o tyle, że przypomina rozwijającą się wstęgę w dość kolistym kształcie. Szczyt kształtu zwieńczono czymś w rodzaju półksiężyca, który przy dużej dozie wyobraźni uznać można za listek nad jabłkiem. Apple oprotestowało logo jako zbyt podobne do własnego znaku. Może poszło o ów listek, w końcu podczas negocjacji z chińskimi producentami makaronu prawnicy Apple żądali usunięcia właśnie ogonka z liściem. Chińczyk stwierdził, że liścia nie usunie, bo jeśli to zrobi – logo zacznie przypominać bombę. Australijczycy też niczego nie usunęli, poczekali cierpliwie, aż komputerowy gigant wycofa pozew.
Pani Christin Romer szefuje niemieckiej, rodzinnej firmie prowadzącej kawiarnię Apfelkind. By podkreślić nazwę, grafik projektujący logo dla pani Romer wpisał twarz dziecka w kształt owocu, co wywołało efekt łatwy do przewidzenia: pozew od jedynego prawdziwego jabłka. Zanim prawnicy Apple wycofali pozew, nie tylko minęły dwa lata, ale i sama kawiarnia zyskała na procesie znaczną sławę. Jak świeże bułeczki rozchodziły się nalepki z przedmiotowym logotypem, choć znak nie był ani szczególnie piękny, ani wybitnie twórczy. Wybitnie twórczy nie był również znak nowojorskiej kampanii promującej ekologię i zdrowy styl życia. Miasto zwane Wielkim Jabłkiem dostało jednak pozew od jabłka komputerowego, bo i ogonek był, i owoc – jak najbardziej – nie ten co trzeba. W tej sytuacji nikogo nie zdziwił pozew przeciwko polskiemu Tymbarkowi, który (o zgrozo) epatował swoich klientów symbolem graficznym owocu z listkiem.
Sam brak listka na jabłku o niczym jeszcze nie świadczy, przekonał się o tym Quentin Tarantino, który na potrzeby swoich filmów wymyślił specjalne, fikcyjne papierosy „Red Apple”. Paczki „Czerwonych Jabłek” zagrały między innymi w „Pulp Fiction”, „Kill Billu” czy „Bękartach wojny”. Fajki reżysera mają typową dla niego poetykę – ze zdrowego owocu w kolorze czerwonym wychyla wredną głowę jakaś zielona dżdżownica. Wychyla, nie wychyla – pozew od Apple wpłynął. Podobnie jak w przypadku założonej przez Beatlesów firmy Apple Corps. (komputerowcy posiadają Apple Inc.) razem z jej zielonym – tym razem – jabłkiem w logo. Nieważne kto: niskoobrotowe przedsięwzięcia czy legendarne korporacje, nikomu nieznani gracze rynku makaronowego lub kultowi twórcy hollywoodzkich filmów – pozwu od jabłka spodziewać się może każdy. Jakież więc było zdumienie publiczności, gdy w światła rampy wszedł dobijający do siedemdziesiątki jegomość, prosty, statystyczny Anglik – Deric White. Pan White – posiadacz uszkodzonego iPhone – po udaniu się do firmowego serwisu Apple został poinformowany, iż wszystkie dane z jego urządzenia zostały omyłkowo skasowane. Brytyjczyk wpadł w czarną rozpacz – pamięć iPhone’a zawierała fotografie o ogromnej wartości emocjonalnej: między innymi z podróży poślubnej.
Po zastanowieniu Deric pozwał Apple o odszkodowanie w wysokości 5 tysięcy funtów; na tyle oszacował powtórną podróż na Seszele, gdzie poślubne fotki powstały. A gdzie tu przepis na sukces z jabłkiem? Proszę bardzo: aby odnieść sukces trzeba zaprojektować logo z jabłkiem i listkiem (sława i uznanie), zostać prawnikiem w Apple (dużo zleceń) oraz nie oddawać smartfona do firmowego salonu.